Obudziłam się około 8:00 i zerknęłam kątem oka na śpiącego jeszcze Mario, delikatnie zsunęłam się z hotelowego łóżka i odsłoniłam zasłony a moim oczom ukazał się krajobraz tętniącej życiem Warszawy, z 28 piętra hotelowego pokoju rozciągał się naprawdę czarujący widok. Stałam i obserwowałam tych wszystkich śpieszących się do pracy ludzi, przez jakieś 10 minut.
Myślałam o mojej relacji z Marco, teraz kiedy byliśmy oddaleni od siebie o jakieś 2 tysiące kilometrów naprawdę zaczęłam za nim tęsknić i dopiero teraz zrozumiałam, że oszukuję samą siebie, że chyba nadal gubię się w swoich uczuciach, chociaż wiem że najbardziej kocham Mario, który jest moją pierwszą miłością, ale Marco... No właśnie.... Marco.
Sytuacja z naszych wakacji z przyjaciółmi tak bardzo zapadła mi w pamięć, że co jakiś czas o niej myślałam. Teraz owe wspomnienie wróciło, a ja znów poczułam się zagubiona.
Usłyszałam jak Mario wstaje z łóżka, ale nie odwróciłam się, nadal patrzyłam w ogromne pokojowe okno. Z zamyślenia wyrwał mnie dotyk rąk Mario na mojej talii, stanął za mną i przytulił mnie, całując mój policzek.
-cześć kochanie.- wymruczał mi do ucha, nadal obejmując. Po moim ciele przebiegły przyjemne dreszcze.
-cześć.- odwróciłam się tak, żeby spojrzeć mu w oczy. Gdy tylko stanęłam przodem do niego, pocałował mnie w nosek, na co delikatnie się uśmiechnęłam. Spojrzałam w jego oczy, które były pełne miłości do mnie, a ja nie potrafiłam tego docenić i z jednej strony miałam straszną ochotę wtulić się w ramiona Marco, który dawał mi taki spokój i bezpieczeństwo a z drugiej wiem, że to znowu zraniło by Mario, przecież tego drugiego kocham ponad wszystko.
- wszystko w porządku?- zapytał ze słyszalną troską w głosie, a ja poczułam że zaczynam zawodzić.
-tak, jasne.-wymusiłam coś na kształt uśmiechu i na powrót odwróciłam się w stronę okna.- ładny widok, co nie?
-tak, ale jeszcze fajniejszy by był gdybyś była ze mną szczera...- objął mnie i delikatnie odwrócił w swoją stronę, a ja uciekałam wzrokiem od jego przenikliwych spojrzeń.- ej, promyczku co jest?
-nic, po prostu ja na ciebie nie zasługuję...- pożaliłam się i "pokazałam" mu trochę swoich myśli, ubierając je w słowa.
-o czym ty mówisz, kochanie? Wiesz że kocham cię ponad wszystko.- poprowadził mnie do łóżka i usiedliśmy na nim przodem do siebie. Przeczesałam ręką swoje włosy, które były w dość dużym nieładzie. Chciałam poskładać myśli, żeby nie wygłupić się i tym samym nie zranić Mario, ale wszystkie myśli nieznośnie piętrzyły się w mojej głowie nie dając złożyć mi żadnego sensownego zdania.
-boję się że to nie ma większego sensu...- wypaliłam po dłuższej chwili, spuszczając wzrok. Spojrzałam na twarz Mario, która wyrażała smutek i zagubienie, nie wiedział co się dzieje.
-poczekaj... mówisz, że nasz związek nie ma większego sensu?- usiłował zrozumieć mój tok myślenia.
-nie. To znaczy nie wiem, po prostu boję się, że między nas wkradnie się taka codzienna rutyna...- czemu to powiedziałam? przecież właśnie o takiej rutynie marzyłam kilkanaście godzin temu w samolocie...
-nie mam pojęcia jak cię przekonać, że na pewno się nie wkradnie..- widać było, że był podłamany.
-nie musisz mnie przekonywać. Po prostu kochaj mnie tak jak umiesz...- powiedziałam tajemniczo, ale nawet ja do końca nie wiedziałam o co mi chodzi, dlatego nie oczekiwałam od Mario, że zrozumie o co mi chodzi. Przez chwilę patrzył na mnie nieobecnym wzrokiem, później wstał i pocałował mnie w czoło. Podszedł do okna przy którym jeszcze chwilę temu staliśmy, teraz wyglądał jak posąg, który stoi nieruchomo i wpatruje się w pustą przestrzeń ponad niższymi budynkami. Zimowe słońce wychylało się już ponad horyzont, jego promienie muskały teraz delikatnie twarz monachijskiego pomocnika, a jego kasztanowe włosy iskrzyły się w blasku słońca. Zrobiło mi się na prawdę smutno, widząc jak bardzo dotknęło go to co powiedziałam. Wstałam z łóżka i ruszyłam w jego stronę, przytuliłam się do niego a on chwycił mnie za rękę i przez dłuższą chwilę staliśmy w ciszy.- kocham cię..- powiedziałam cicho, tak jakbym mówiła to tylko do siebie, ale wiem że on to doskonale słyszał, bo kątem oka zauważyłam że kąciki jego ust uniosły się delikatnie w górę tworząc prawie niezauważalny uśmiech.
-ja ciebie też.- szepnął i pocałował mnie w czubek głowy.- co dziś robimy?
-nie mam pojęcia..- uśmiechnęłam się.- zostańmy w hotelu.- zaproponowałam żartobliwie
-ej, jutro wracamy a ty chcesz siedzieć w hotelu? Wieczorem zabieram cię do restauracji to pewne na sto procent, ale co będziemy robić przez te 7-8 godzin?
- to zbieraj się, pozwiedzamy Warszawę.- zadecydowałam i poszłam się ubrać w wygodne ubrania.
Po wyjściu z hotelu skierowaliśmy swoje kroki do zoo, spontaniczny pomysł ale spędziliśmy tam przyjemne 4 godziny, mieliśmy setki selfie stamtąd, w taksówce zaczęliśmy je oglądać nabijając się z siebie raz po raz, jednak nasze rozbawienie przerwał dzwoniący telefon.
-halo?...hahah cześć bro!- po tych słowach wiedziałam kto dzwonił, zapewne nasz kochany blondasek, na chwilę wyłączyłam się, ale po chwili znów zaczęłam słyszeć ich rozmowę- świetnie jest!... no ale serio, żałuj że cię nie ma... wiem!... no jest, nawet siedzi obok bo właśnie wracamy do hotelu...- chodziło o mnie, pytał o mnie! Czyli on też o mnie myślał! "Boże Zu nie podniecaj się tak! jesteście tylko przyjaciółmi i tak ma zostać, pamiętaj że jesteś z Mario" takim cudownym tekstem mój rozum sprowadził mnie na Ziemię.- to do ciebie.- Mario podał mi telefon, uśmiechając się przy tym łobuzersko.
-halo?- głos mi się zachwiał, po czym odchrząknęłam.
-cześć śliczna!
-Marco, cześć.- na dźwięk jego głosu, przyjemne dreszcze przebiegły moje ciało.
-wracaj już, stęskniłem się...- powiedział z lekkim smutkiem.
-ooo, ja za tob... yhm.. już jutro wracamy.- powiedziałam zagryzając usta.
- wiem, Mario wspomniał. O i Sahin o ciebie pytał, chyba też się stęsknił.- po głosie wywnioskowałam że się uśmiechał.
-dobrze że już jutro się z wami zobaczymy.- zerknęłam na nieco znudzonego Mario i cmoknęłam go w usta- Muszę kończyć bo właśnie dojeżdżamy pod hotel, widzimy się jutro! Pa!
-pa Zu.- pożegnał mnie z lekkim smutkiem, ale wiedziałam że jeszcze dzisiaj będę chciała do niego zadzwonić. Wysiedliśmy z taksówki i powędrowaliśmy do windy, a chwilę później byliśmy już w naszym pokoju, zrzuciłam z siebie niezbyt wygodne spodnie, zostając w samej koszulce i bieliźnie. Znowu stanęłam przed wielkim oknem, oczekując na to aż Mario zwolni łazienkę. W głowie cały czas słyszałam głos Marco, dlatego bez dłuższego analizowania sytuacji wzięłam swój telefon i wysłałam blondynowi sms-a: "Marco, tęsknię za Tobą..." nim się obejrzałam, przyszła odpowiedź: "Ja za Tobą też, chciałbym żebyś była już tu na miejscu.", wymieniliśmy jeszcze kilka sms-ów i akurat wyszedł Mario, a ja zabrałam ze sobą kosmetyczkę i poszłam do łazienki przygotować się na dzisiejszą kolację z Mario. Usiadłam na krawędzi wanny i zaczęłam się zastanawiać czego ja chcę... Mario czy Mario? Życia jako dziewczyna piłkarza czy wycofania się z tego i powrotu do szarej rzeczywistości? I co najważniejsze czy powinnam się wycofać i dać szansę naprawić całkowicie to, co między Mario i Marco, zepsuła moja osoba. Zbyt dużo ważnych pytań jak na jedną osobę. Wstałam i spojrzałam w lustro, spojrzałam w oczy osoby która czuła się winna, ale czy powinna się tak czuć? Kolejne pytanie, które najprawdopodobniej zostanie bez odpowiedzi. Otworzyłam kosmetyczkę, chcąc zrobić makijaż, ale ujrzałam na jej dnie błyszczący kawałek cieniutkiej jak kartka stali, czyżby rzeczywistość lub zbieg okoliczności podpowiadał mi co mam zrobić z tą żyletką? Wzięłam ją i delikatnie obróciłam kilka razy między palcami. Nie mogę tego zrobić, przecież obiecałam, przecież ja tak naprawdę tego nie chcę... a może jednak? Ostatecznie powstrzymałam się i wrzuciłam przedmiot do kosza na śmieci. Byłam z siebie dumna. Z natłokiem myśli, zabrałam się do zrobienia makijażu, po kilkunastu minutach wyszłam i zabrałam się za szukanie kreacji na dzisiejszy wieczór, zdziwiło mnie że gdzieś zaginął Mario, a bynajmniej straciłam go z oczu, wychyliłam się za drzwi, stał na korytarzu i... flirtował ze sprzątaczką?! Tego już było za dużo jak na moje nerwy, wróciłam do łazienki i wyciągnęłam telefon dzwoniąc do Marco, po chwili blondyn znał sytuację i próbował mnie uspokoić. Jego głos tak kojąco działał na moją złość i na wszystkie moje nerwy. Między słowami Marco, usłyszałam że Mario wrócił do pokoju, pożegnałam się z Marco obiecując że nie zrobię nic głupiego i wyszłam do Mario.
- o kochanie, gotowa?- zapytał z uśmiechem
- nawet mnie nie denerwuj...- syknęłam
- co jest?
- zapytaj tej sprzątaczki od siedmiu boleści...
-co?
- Chociaż raz w życiu mógłbyś się ogarnąć! Nie rozumiesz, że nie mam już siły patrzeć jak flirtujesz z każdą ładną dziewczyną?!!- wybuchłam najpierw krzykiem, który słowo po słowie zamieniał się w szloch. Oparłam się o ścianę a chwilę później osunęłam się po niej i siedziałam na podłodze chowając twarz w dłoniach i płacząc.
-Zu, ja... ja przepraszam...
-obiecałeś że się zmienisz...dla mnie.. widocznie nie jestem na tyle ważna żebyś dotrzymał tego słowa. Ty nigdy się nie zmienisz...- spojrzałam na niego wzrokiem pełnym żalu. Po Mario zaś widziałam, że zawiódł nie tylko mnie ale też samego siebie. Bez słów podniosłam się, posłałam mu jedno obojętne spojrzenie, ubrałam się i w ciszy wyszłam z pokoju, zostawiając w nim Mario i jego myśli. Kolejny raz potraktował mnie jak opcję zapasową, może i mnie kochał ale nie umiał się na mnie skupić. Głupiał na widok ładniejszej dziewczyny, a jemu za każdym razem uchodziło to bez żadnych konsekwencji, dzisiaj na prawdę już nie wytrzymałam, kolejny raz się na nim zawiodłam. Teraz nie chodziło już tylko o to czy go kocham, chodziło o coś znacznie ważniejszego, o zaufanie które z każdą taką sytuacją tracił. Szłam ze słuchawkami na uszach i rozmyślałam o tym wszystkim co dzisiaj mnie męczyło, nawet nie zauważyłam że nogi poprowadziły mnie w "moje" miejsce. Usiadłam na jednej z ławek i przyglądałam się mostom, które były cudownie podświetlone, Stadionowi, który wcale gorzej nie wyglądał. Wdychałam chłodne grudniowe powietrze, powoli resetując wszystkie myśli błądzące po mojej głowie.W końcu po całym dniu odetchnęłam, wyrzuciłam wszystkie myśli z głowy, chociaż przez chwilę chciałam się poczuć wolna od tego wszystkiego, znów nabrałam mroźnego powietrza w płuca. Spojrzałam ostatni raz na Stadion i na resztę śpiącej Warszawy i postanowiłam wrócić do hotelowego pokoju.
Znajdując się już na 28 piętrze drzwi windy otworzyły się a ja nieśmiałym krokiem wyszłam na korytarz, który prowadził do naszego pokoju. Zdając sobie sprawę, że Mario może już spać wślizgnęłam się po cichu do pokoju, ale Mario nie spał, stał zwrócony w stronę okna, na stoliku zauważyłam ogromny bukiet róż i małe zamszowe pudełeczko, zamarłam. Puściłam bezwładnie drzwi, które trzaśnięciem przywołały wzrok Mario.
- Zuza, wiem zjebałem to, ale proszę wybacz mi.
-Mario, który to raz mnie o to prosisz?
-już ostatni.- powiedział to pewnie, bez żadnego zawahania
-ostatni.- zgodziłam się przyjąć jego przeprosiny, a on pocałował mnie delikatnie, dał mi bukiet na oko 100 róż, uśmiechnęłam się i oddałam mu bukiet żeby włożył go z powrotem do wazonu.
- mam dla ciebie propozycję...- wziął pudełeczko ze stolika i uklęknął. "nie rób tego proszę, nie rób no." błagałam go w myślach nerwowo przestępując z nogi na nogę.- wyjdziesz za mnie?- " zrobił to." znów moja podświadomość urządziła sobie w mojej głowie monolog.
-Mario... no zaskoczyłeś mnie...i kurcze nie wiem jak i co mam ci powiedzieć.. Kocham cię, ale ja chyba potrzebuję czasu żeby podjąć decyzję, bo jednak dotyczy ona naszej przyszłości i ja nie wiem, nie potrafię teraz powiedzieć "tak" po tej sytuacji, którą mam w głowie. Ale kocham Cię i chcę z tobą być i czy na razie zaręczyny są nam do szczęścia potrzebne?- popłakałam się, za dużo emocji. Nie chciałam mu tego mówić, dlatego tak bardzo prosiłam, żeby tego nie robił. Uklęknęłam obok niego, a dokładnie na przeciwko i spojrzałam mu w oczy.
-też cię kocham, dam ci tyle czasu ile potrzebujesz...- przytulił mnie a ja nie potrafiłam powstrzymać łez.- nie płacz...- pocałował mnie w czoło.
- zawiodłam cię...
-nie kochanie, nadal jesteś ze mną a to dla mnie najważniejsze. Nieważne czy masz pierścionek i nazywasz się moją narzeczoną czy nie masz i tak jesteś moja i wiem że mnie kochasz, dlatego i tak jestem wygranym. Kiedy przyjdzie odpowiedni czas pomyślimy o tym jeszcze raz, i ej nie płacz już promyczku...- mówił najłagodniejszym głosem, tak jakby tłumaczył coś dziecku, robił to z ogromną czułością.- chodź, pójdziemy spać rano mamy wylot.
Kilka minut później leżeliśmy już w łóżku, panowała między nami cisza, oboje mieliśmy trochę do przemyślenia.
Godzina 6:00, zdaliśmy już klucz od pokoju a teraz byliśmy w drodze na lotnisko, mimo że nie wsiadłam nawet do samolotu chciałam być już na miejscu zobaczyć Marco i móc się do niego przytulić, spodziewam się jednak, że będzie chciał porozmawiać z Mario o sytuacji, która miała miejsce, muszę go uprzedzić żeby tego nie robił... kilkanaście minut po 8:00 siedzieliśmy na miejscach i czekaliśmy na rozpoczęcie lotu...
* * *
od autorki: Mamy 00:26 minut po północy a ja piszę dla Was rozdział, mam nadzieję że chociaż trochę was zaskoczyłam tym rozdziałem, ale mam też nadzieję że odbierzecie go pozytywnie. Na razie nie wiem kiedy pojawi się następny, miejmy nadzieję że jutro nad nim popracuję i pojawi się koło środy? (ALE NIE OBIECUJĘ) Pozdrawiam /Patty :3
PS. gdyby ktoś z was chciał poczytać innego ciekawego bloga to zapraszam na opowiadanie pisane przez moją przyjaciółkę. (to nie żadna reklama, żeby nie było. Tylko takie info.) Blog ---> >klik<
Myślałam o mojej relacji z Marco, teraz kiedy byliśmy oddaleni od siebie o jakieś 2 tysiące kilometrów naprawdę zaczęłam za nim tęsknić i dopiero teraz zrozumiałam, że oszukuję samą siebie, że chyba nadal gubię się w swoich uczuciach, chociaż wiem że najbardziej kocham Mario, który jest moją pierwszą miłością, ale Marco... No właśnie.... Marco.
Sytuacja z naszych wakacji z przyjaciółmi tak bardzo zapadła mi w pamięć, że co jakiś czas o niej myślałam. Teraz owe wspomnienie wróciło, a ja znów poczułam się zagubiona.
Usłyszałam jak Mario wstaje z łóżka, ale nie odwróciłam się, nadal patrzyłam w ogromne pokojowe okno. Z zamyślenia wyrwał mnie dotyk rąk Mario na mojej talii, stanął za mną i przytulił mnie, całując mój policzek.
-cześć kochanie.- wymruczał mi do ucha, nadal obejmując. Po moim ciele przebiegły przyjemne dreszcze.
-cześć.- odwróciłam się tak, żeby spojrzeć mu w oczy. Gdy tylko stanęłam przodem do niego, pocałował mnie w nosek, na co delikatnie się uśmiechnęłam. Spojrzałam w jego oczy, które były pełne miłości do mnie, a ja nie potrafiłam tego docenić i z jednej strony miałam straszną ochotę wtulić się w ramiona Marco, który dawał mi taki spokój i bezpieczeństwo a z drugiej wiem, że to znowu zraniło by Mario, przecież tego drugiego kocham ponad wszystko.
- wszystko w porządku?- zapytał ze słyszalną troską w głosie, a ja poczułam że zaczynam zawodzić.
-tak, jasne.-wymusiłam coś na kształt uśmiechu i na powrót odwróciłam się w stronę okna.- ładny widok, co nie?
-tak, ale jeszcze fajniejszy by był gdybyś była ze mną szczera...- objął mnie i delikatnie odwrócił w swoją stronę, a ja uciekałam wzrokiem od jego przenikliwych spojrzeń.- ej, promyczku co jest?
-nic, po prostu ja na ciebie nie zasługuję...- pożaliłam się i "pokazałam" mu trochę swoich myśli, ubierając je w słowa.
-o czym ty mówisz, kochanie? Wiesz że kocham cię ponad wszystko.- poprowadził mnie do łóżka i usiedliśmy na nim przodem do siebie. Przeczesałam ręką swoje włosy, które były w dość dużym nieładzie. Chciałam poskładać myśli, żeby nie wygłupić się i tym samym nie zranić Mario, ale wszystkie myśli nieznośnie piętrzyły się w mojej głowie nie dając złożyć mi żadnego sensownego zdania.
-boję się że to nie ma większego sensu...- wypaliłam po dłuższej chwili, spuszczając wzrok. Spojrzałam na twarz Mario, która wyrażała smutek i zagubienie, nie wiedział co się dzieje.
-poczekaj... mówisz, że nasz związek nie ma większego sensu?- usiłował zrozumieć mój tok myślenia.
-nie. To znaczy nie wiem, po prostu boję się, że między nas wkradnie się taka codzienna rutyna...- czemu to powiedziałam? przecież właśnie o takiej rutynie marzyłam kilkanaście godzin temu w samolocie...
-nie mam pojęcia jak cię przekonać, że na pewno się nie wkradnie..- widać było, że był podłamany.
-nie musisz mnie przekonywać. Po prostu kochaj mnie tak jak umiesz...- powiedziałam tajemniczo, ale nawet ja do końca nie wiedziałam o co mi chodzi, dlatego nie oczekiwałam od Mario, że zrozumie o co mi chodzi. Przez chwilę patrzył na mnie nieobecnym wzrokiem, później wstał i pocałował mnie w czoło. Podszedł do okna przy którym jeszcze chwilę temu staliśmy, teraz wyglądał jak posąg, który stoi nieruchomo i wpatruje się w pustą przestrzeń ponad niższymi budynkami. Zimowe słońce wychylało się już ponad horyzont, jego promienie muskały teraz delikatnie twarz monachijskiego pomocnika, a jego kasztanowe włosy iskrzyły się w blasku słońca. Zrobiło mi się na prawdę smutno, widząc jak bardzo dotknęło go to co powiedziałam. Wstałam z łóżka i ruszyłam w jego stronę, przytuliłam się do niego a on chwycił mnie za rękę i przez dłuższą chwilę staliśmy w ciszy.- kocham cię..- powiedziałam cicho, tak jakbym mówiła to tylko do siebie, ale wiem że on to doskonale słyszał, bo kątem oka zauważyłam że kąciki jego ust uniosły się delikatnie w górę tworząc prawie niezauważalny uśmiech.
-ja ciebie też.- szepnął i pocałował mnie w czubek głowy.- co dziś robimy?
-nie mam pojęcia..- uśmiechnęłam się.- zostańmy w hotelu.- zaproponowałam żartobliwie
-ej, jutro wracamy a ty chcesz siedzieć w hotelu? Wieczorem zabieram cię do restauracji to pewne na sto procent, ale co będziemy robić przez te 7-8 godzin?
- to zbieraj się, pozwiedzamy Warszawę.- zadecydowałam i poszłam się ubrać w wygodne ubrania.
Po wyjściu z hotelu skierowaliśmy swoje kroki do zoo, spontaniczny pomysł ale spędziliśmy tam przyjemne 4 godziny, mieliśmy setki selfie stamtąd, w taksówce zaczęliśmy je oglądać nabijając się z siebie raz po raz, jednak nasze rozbawienie przerwał dzwoniący telefon.
-halo?...hahah cześć bro!- po tych słowach wiedziałam kto dzwonił, zapewne nasz kochany blondasek, na chwilę wyłączyłam się, ale po chwili znów zaczęłam słyszeć ich rozmowę- świetnie jest!... no ale serio, żałuj że cię nie ma... wiem!... no jest, nawet siedzi obok bo właśnie wracamy do hotelu...- chodziło o mnie, pytał o mnie! Czyli on też o mnie myślał! "Boże Zu nie podniecaj się tak! jesteście tylko przyjaciółmi i tak ma zostać, pamiętaj że jesteś z Mario" takim cudownym tekstem mój rozum sprowadził mnie na Ziemię.- to do ciebie.- Mario podał mi telefon, uśmiechając się przy tym łobuzersko.
-halo?- głos mi się zachwiał, po czym odchrząknęłam.
-cześć śliczna!
-Marco, cześć.- na dźwięk jego głosu, przyjemne dreszcze przebiegły moje ciało.
-wracaj już, stęskniłem się...- powiedział z lekkim smutkiem.
-ooo, ja za tob... yhm.. już jutro wracamy.- powiedziałam zagryzając usta.
- wiem, Mario wspomniał. O i Sahin o ciebie pytał, chyba też się stęsknił.- po głosie wywnioskowałam że się uśmiechał.
-dobrze że już jutro się z wami zobaczymy.- zerknęłam na nieco znudzonego Mario i cmoknęłam go w usta- Muszę kończyć bo właśnie dojeżdżamy pod hotel, widzimy się jutro! Pa!
-pa Zu.- pożegnał mnie z lekkim smutkiem, ale wiedziałam że jeszcze dzisiaj będę chciała do niego zadzwonić. Wysiedliśmy z taksówki i powędrowaliśmy do windy, a chwilę później byliśmy już w naszym pokoju, zrzuciłam z siebie niezbyt wygodne spodnie, zostając w samej koszulce i bieliźnie. Znowu stanęłam przed wielkim oknem, oczekując na to aż Mario zwolni łazienkę. W głowie cały czas słyszałam głos Marco, dlatego bez dłuższego analizowania sytuacji wzięłam swój telefon i wysłałam blondynowi sms-a: "Marco, tęsknię za Tobą..." nim się obejrzałam, przyszła odpowiedź: "Ja za Tobą też, chciałbym żebyś była już tu na miejscu.", wymieniliśmy jeszcze kilka sms-ów i akurat wyszedł Mario, a ja zabrałam ze sobą kosmetyczkę i poszłam do łazienki przygotować się na dzisiejszą kolację z Mario. Usiadłam na krawędzi wanny i zaczęłam się zastanawiać czego ja chcę... Mario czy Mario? Życia jako dziewczyna piłkarza czy wycofania się z tego i powrotu do szarej rzeczywistości? I co najważniejsze czy powinnam się wycofać i dać szansę naprawić całkowicie to, co między Mario i Marco, zepsuła moja osoba. Zbyt dużo ważnych pytań jak na jedną osobę. Wstałam i spojrzałam w lustro, spojrzałam w oczy osoby która czuła się winna, ale czy powinna się tak czuć? Kolejne pytanie, które najprawdopodobniej zostanie bez odpowiedzi. Otworzyłam kosmetyczkę, chcąc zrobić makijaż, ale ujrzałam na jej dnie błyszczący kawałek cieniutkiej jak kartka stali, czyżby rzeczywistość lub zbieg okoliczności podpowiadał mi co mam zrobić z tą żyletką? Wzięłam ją i delikatnie obróciłam kilka razy między palcami. Nie mogę tego zrobić, przecież obiecałam, przecież ja tak naprawdę tego nie chcę... a może jednak? Ostatecznie powstrzymałam się i wrzuciłam przedmiot do kosza na śmieci. Byłam z siebie dumna. Z natłokiem myśli, zabrałam się do zrobienia makijażu, po kilkunastu minutach wyszłam i zabrałam się za szukanie kreacji na dzisiejszy wieczór, zdziwiło mnie że gdzieś zaginął Mario, a bynajmniej straciłam go z oczu, wychyliłam się za drzwi, stał na korytarzu i... flirtował ze sprzątaczką?! Tego już było za dużo jak na moje nerwy, wróciłam do łazienki i wyciągnęłam telefon dzwoniąc do Marco, po chwili blondyn znał sytuację i próbował mnie uspokoić. Jego głos tak kojąco działał na moją złość i na wszystkie moje nerwy. Między słowami Marco, usłyszałam że Mario wrócił do pokoju, pożegnałam się z Marco obiecując że nie zrobię nic głupiego i wyszłam do Mario.
- o kochanie, gotowa?- zapytał z uśmiechem
- nawet mnie nie denerwuj...- syknęłam
- co jest?
- zapytaj tej sprzątaczki od siedmiu boleści...
-co?
- Chociaż raz w życiu mógłbyś się ogarnąć! Nie rozumiesz, że nie mam już siły patrzeć jak flirtujesz z każdą ładną dziewczyną?!!- wybuchłam najpierw krzykiem, który słowo po słowie zamieniał się w szloch. Oparłam się o ścianę a chwilę później osunęłam się po niej i siedziałam na podłodze chowając twarz w dłoniach i płacząc.
-Zu, ja... ja przepraszam...
-obiecałeś że się zmienisz...dla mnie.. widocznie nie jestem na tyle ważna żebyś dotrzymał tego słowa. Ty nigdy się nie zmienisz...- spojrzałam na niego wzrokiem pełnym żalu. Po Mario zaś widziałam, że zawiódł nie tylko mnie ale też samego siebie. Bez słów podniosłam się, posłałam mu jedno obojętne spojrzenie, ubrałam się i w ciszy wyszłam z pokoju, zostawiając w nim Mario i jego myśli. Kolejny raz potraktował mnie jak opcję zapasową, może i mnie kochał ale nie umiał się na mnie skupić. Głupiał na widok ładniejszej dziewczyny, a jemu za każdym razem uchodziło to bez żadnych konsekwencji, dzisiaj na prawdę już nie wytrzymałam, kolejny raz się na nim zawiodłam. Teraz nie chodziło już tylko o to czy go kocham, chodziło o coś znacznie ważniejszego, o zaufanie które z każdą taką sytuacją tracił. Szłam ze słuchawkami na uszach i rozmyślałam o tym wszystkim co dzisiaj mnie męczyło, nawet nie zauważyłam że nogi poprowadziły mnie w "moje" miejsce. Usiadłam na jednej z ławek i przyglądałam się mostom, które były cudownie podświetlone, Stadionowi, który wcale gorzej nie wyglądał. Wdychałam chłodne grudniowe powietrze, powoli resetując wszystkie myśli błądzące po mojej głowie.W końcu po całym dniu odetchnęłam, wyrzuciłam wszystkie myśli z głowy, chociaż przez chwilę chciałam się poczuć wolna od tego wszystkiego, znów nabrałam mroźnego powietrza w płuca. Spojrzałam ostatni raz na Stadion i na resztę śpiącej Warszawy i postanowiłam wrócić do hotelowego pokoju.
Znajdując się już na 28 piętrze drzwi windy otworzyły się a ja nieśmiałym krokiem wyszłam na korytarz, który prowadził do naszego pokoju. Zdając sobie sprawę, że Mario może już spać wślizgnęłam się po cichu do pokoju, ale Mario nie spał, stał zwrócony w stronę okna, na stoliku zauważyłam ogromny bukiet róż i małe zamszowe pudełeczko, zamarłam. Puściłam bezwładnie drzwi, które trzaśnięciem przywołały wzrok Mario.
- Zuza, wiem zjebałem to, ale proszę wybacz mi.
-Mario, który to raz mnie o to prosisz?
-już ostatni.- powiedział to pewnie, bez żadnego zawahania
-ostatni.- zgodziłam się przyjąć jego przeprosiny, a on pocałował mnie delikatnie, dał mi bukiet na oko 100 róż, uśmiechnęłam się i oddałam mu bukiet żeby włożył go z powrotem do wazonu.
- mam dla ciebie propozycję...- wziął pudełeczko ze stolika i uklęknął. "nie rób tego proszę, nie rób no." błagałam go w myślach nerwowo przestępując z nogi na nogę.- wyjdziesz za mnie?- " zrobił to." znów moja podświadomość urządziła sobie w mojej głowie monolog.
-Mario... no zaskoczyłeś mnie...i kurcze nie wiem jak i co mam ci powiedzieć.. Kocham cię, ale ja chyba potrzebuję czasu żeby podjąć decyzję, bo jednak dotyczy ona naszej przyszłości i ja nie wiem, nie potrafię teraz powiedzieć "tak" po tej sytuacji, którą mam w głowie. Ale kocham Cię i chcę z tobą być i czy na razie zaręczyny są nam do szczęścia potrzebne?- popłakałam się, za dużo emocji. Nie chciałam mu tego mówić, dlatego tak bardzo prosiłam, żeby tego nie robił. Uklęknęłam obok niego, a dokładnie na przeciwko i spojrzałam mu w oczy.
-też cię kocham, dam ci tyle czasu ile potrzebujesz...- przytulił mnie a ja nie potrafiłam powstrzymać łez.- nie płacz...- pocałował mnie w czoło.
- zawiodłam cię...
-nie kochanie, nadal jesteś ze mną a to dla mnie najważniejsze. Nieważne czy masz pierścionek i nazywasz się moją narzeczoną czy nie masz i tak jesteś moja i wiem że mnie kochasz, dlatego i tak jestem wygranym. Kiedy przyjdzie odpowiedni czas pomyślimy o tym jeszcze raz, i ej nie płacz już promyczku...- mówił najłagodniejszym głosem, tak jakby tłumaczył coś dziecku, robił to z ogromną czułością.- chodź, pójdziemy spać rano mamy wylot.
Kilka minut później leżeliśmy już w łóżku, panowała między nami cisza, oboje mieliśmy trochę do przemyślenia.
Godzina 6:00, zdaliśmy już klucz od pokoju a teraz byliśmy w drodze na lotnisko, mimo że nie wsiadłam nawet do samolotu chciałam być już na miejscu zobaczyć Marco i móc się do niego przytulić, spodziewam się jednak, że będzie chciał porozmawiać z Mario o sytuacji, która miała miejsce, muszę go uprzedzić żeby tego nie robił... kilkanaście minut po 8:00 siedzieliśmy na miejscach i czekaliśmy na rozpoczęcie lotu...
* * *
od autorki: Mamy 00:26 minut po północy a ja piszę dla Was rozdział, mam nadzieję że chociaż trochę was zaskoczyłam tym rozdziałem, ale mam też nadzieję że odbierzecie go pozytywnie. Na razie nie wiem kiedy pojawi się następny, miejmy nadzieję że jutro nad nim popracuję i pojawi się koło środy? (ALE NIE OBIECUJĘ) Pozdrawiam /Patty :3
PS. gdyby ktoś z was chciał poczytać innego ciekawego bloga to zapraszam na opowiadanie pisane przez moją przyjaciółkę. (to nie żadna reklama, żeby nie było. Tylko takie info.) Blog ---> >klik<
świetny rozdział ! Dodawaj częściej !
OdpowiedzUsuń.M.G.
Trochę jestem zła na Zu. Nawet nie trochę, a bardzo. Nie rozumiem jej. Najpierw tęskni za Marco i jakby tylko mogła znalazłaby się natychmiast u jego boku, a jak Mario coś zrobi to od razu ma do niego wąty. Zresztą tak samo było z zaręczynami. Jeżeli ich nie chcę mogła od razu powiedzieć nie. Rozumiem, że czuje też coś do Reusa, to niech nie oszukuje Mario, bo gdyby go naprawdę kochała to powiedziałaby mu prawdę. A tak ogólnie to rozdział bardzo mi się podoba. Jest oryginalny, gdyż następuje w nim dużo zwrotów akcji <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na:
nie-lekajcie-sie.blogspot.com
oszukay-przez-zycie.blogspot.com
b-jak-borussia.blogspot.com
Liczę, że pozostawisz po sobie ślad.
Pozdrawiam i życzę weny ;***