niedziela, 13 września 2015

Rozdział 42

        Obudziłam się przed 8:00 z okropnym bólem głowy, szybko narzuciłam na siebie dużą szarą bluzę, która leżała nieopodal łóżka i poszłam zrobić sobie kawę. Miałam nadzieję, że pomoże mi chociaż trochę na ten okropny ból.
Do kawy zrobiłam sobie jedną kanapkę, szybko uwinęłam się ze zjedzeniem i wypicie.Zaraz po tym jak wstawilam naczynia do zlewu poszłam się ubrać. Wybrałam najwygodniejsze czarne rurki, granatowy t-shirt i granatowe vansy. Na to wszystko założyłam kurtke. Zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam do szpitala. Kilkanaście minut później byłam pod szpitalem i nawet zaliczyłam niezbyt miłe spotkanie z kimś kogo się nie spodziewałam. Przed wejściem spotkałam Bett...
Zaniepokoiłam się, bo myślałam że między mną a Mario znów się zepsuje gdy tylko ona się pojawi, ale nie mogłam przecież pilnować go 24 godziny na dobę, poza tym ja nawet nie byłam pewna czy my jeszcze ze sobą jesteśmy. Postanowiłam jednak iść do Marco, bo prawdopodobnie był już gotowy do wyjścia. Chwilę później zostałam pokierowana do sali gdzie do wyjścia gotowy był blondyn.
-Marco, jak się czujesz?-spytałam od razu po wejściu do sali
-całkiem dobrze, może pójdziemy na jakiś mały spacer?- zaproponował z uśmiechem
-chętnie, dawno nie chodziliśmy na spacery...
-to zobacze jeszcze co u Mario i możemy iść. Chcesz pójść tam ze mną?
- wiesz Marco... Ja chyba jeszcze nie jestem gotowa, żeby się z nim zobaczyć, poza tym mijałam się z Bett przed szpitalem i nie wiem czy przypadkiem mu czegoś nie nagadała.
-rozumiem, to weź kluczyki i poczekaj w samochodzie, stoi tuż przy wejściu.
-okay- wzięłam kluczyki i wyszłam. Bez trudu znalazłam auto blondyna, otworzyłam je i zasiadłam za kierownicą czekając na mojego przyjaciela. Po około 15 minut ktoś zastukał w szybę, spojrzałam i uśmiechnęłam się i wysiadłam.
-lecimy na spacer?-zapytałam z uśmiechem
-odstawmy samochód do domu i pójdziemy, co Ty na to?
-okay- wsiadłam spowrotem do samochodu, jednak teraz zajmowałam miejsce pasażera.
W dobrej atmosferze dojechaliśmy do domu i nawet zrobiliśmy zakupy. Rozpakowaliśmy wszystko i postanowiliśmy wyjść. Pokierowaliśmy się w stronę pobliskiego parku, dawno tam nie byliśmy a dzisiejsza aura wręcz namawiała do spacerów. Rozmawialiśmy tak jak nie rozmawialiśmy już dawno, zrobiło mi się strasznie miło, pomimo moich zmartwień. Czułam tę bliskość i więź jaka między nami była. Nagle nastała chwila ciszy i Marco niespodziewanie objął mnie i lekko przyciągnął do siebie. Tak spacerowaliśmy w ciszy jeszcze przez chwile.
-wiesz co?-zagadnęłam
-hmm?
- ostatnio zdałam sobie sprawę z tego co w życiu jest ważne...
-więc co takiego?
-W życiu ważne jest to spojrzenie, jakim obdarowuje Cię ukochana osoba, ten uśmiech, który mówi Ci jak wiele dla Niej znaczysz, te słowa, które dają Ci pewność, że jesteś we właściwym miejscu na ziemi i nie musisz szukać innego by czuć się szczęśliwym. Ważna jest ta świadomość, że masz przy swoim boku osobę, która bez względu na to jakim człowiekiem jesteś, wspiera Cię i walczy o Twoje szczęście, bo jest tu dla Ciebie i Cię kocha. Ważne są te chwile, kiedy uświadamiasz sobie, że nie musisz już niczego szukać, że wszystko czego potrzebujesz jest tutaj, obok, na wyciągnięcie ręki. Ważne jest iść do przodu z podniesioną głową i nie przejmować się błahostkami, które nie jednego człowieka zwaliły z nóg. Ważne, żeby podnosić się po każdej porażce i pokazywać, że uczymy się na błędach, których drugi raz nie popełniamy. Ważne jest być sobą i cieszyć się z życia. Ważne jest, żeby nie zapominać kim się jest i jak wielką wartość w naszym życiu ma miłość. Ważne jest, żeby wierzyć w siebie, bo wiara jest pierwszym krokiem do osiągnięcia sukcesu, i zdobycia celu do którego dążymy.
-wow, zaskoczyłaś mnie. Pięknie to powiedziałaś.
-a wiesz co jest najlepsze?
-co?
-że miałam taką osobę obok siebie już od dawna, ale ja byłam ślepo zakochana w Mario..
-o kim mówisz?
-naprawdę nie wiesz? Mówię o Tobie...- Marco z niedowierzaniem spojrzał na mnie a w jego oczach pojawiły się maleńkie iskrzące się gwiazdki.
-ale.. Nie wiem co powiedzieć.. Zaskoczyłaś mnie, ale wiesz co.? Zawsze chciałem Ci powiedzieć, że Cię kocham.-usłyszałam to i byłam niewyobrażalnie zaskoczona. Myślałam, że to co było między mną a Mario było czymś wyjątkowym jednak teraz czuję, że był to jedynie przystanek między czymś pięknym. Wiem, że przy Marco nie spotka mnie żadna krzywda i że będziemy razem szczęśliwi.
-wiesz... Też Cię kocham.-zarumieniłam się lekko i wtuliłam w blondyna, a on objął mnie tak jak największy skarb na świecie. W końcu poczułam się naprawdę ważna i kochana. Pierwszy raz doświadczyłam szczerej i prawdziwej miłości. Teraz zapewne każdy uważa, że byłam z Mario bo był sławny i znany. Otóż nie, byłam z nim bo go kochałam, ale on był ze mną ze względu na to jak wyglądałam, jak presentowałam się w obiektywach paparazzich... A to co jest teraz między mną a Mario jest nasze i nie na pokaz. 
Teraz czuję, że ta miłość przetrwa wszystko, dosłownie i w przenośni i już nie interesuje mnie to czy komukolwiek się to podoba czy nie. Jestem szcześliwa i to teraz chyba najważniejsze.
        Spacerowaliśmy już od jakieś godziny, nagle przypomniało mi się że powinnam zapytać o wczorajszą wizytę w szpitalu.
-Marco? Są już wyniki czy możesz dać Mario swoją krew?
-nie, jutro wieczorem powinny być a co?
-nic, tak tylko pytam...-wspięłam się na palcach i go pocałowałam. Nagle zza alejki wyszło 3 dresów i to takich typowych dzikich dresów, nie ukrywam że trochę się ich przeraziłam, gdyż zachowywali się głośno i wulgarnie.
- ej kicia fajny tyłeczek, może pójdziesz się z nami zabawić? -usłyszałam od jednego z nich, ale udałam że to nie do mnie... -eee mała!
-daj jej spokój!- w mojej obronie stanął Marco, czego jednak pożałowałam bo owe dresy zawróciły w naszą stronę i już wiedziałam że szykują się kłopoty.
-taki kozaczek z ciebie blondasku?-popchnął Marco jeden z nich..
-zostaw go!-krzyknęłam, ale jeden z nich złapał mnie i trzymał tak że nie mogłam się ruszyć.
-tobą zajmiemy się później maleńka...
-spróbujesz ją tknąć a zaczniesz wybierać trumnę juz zaraz...-po tych słowach Marco oberwał, co prawda próbował się bronić ale bili go we dwóch, ja cała we łzach wyrywałam się tak, że tamten ledwo mnie utrzymywał...
Chwile później niedaleko alejek przechadzało się dwóch policjantów więc tamci szybko się zmyli, a ja uklękłam przy Marco, który był nieprzytomny. Zadzwoniłam po karatke i wpadłam w panikę.
        Po 30 minutach czekałam już w szpitalu na wieści w sparwie blondyna, lekarze co chwilę mijali się na korytarzu, byli strasznie poddenerwowani więc stwierdziałam, że nie będe im przeszkadzać i być może szybciej pomogą Marco. Z godziny na godzinę zaczynałam się coraz bardziej martwić bo żaden z lekarzy do mnie nie wyszedł i od jakiegoś czasu przestali nawet wychodzić z sali. Dopiero gdy traciłam już nadzieję otworzyły się drzwi i wywieźli Marco na łóżku, zabrali go do sali pooperacyjnej, poszłam za nimi bez namysłu, chciałam być teraz przy Marco. Przed wejściem zapytałam lekarza czy aby napewno mogę tam być, lekarz udzielił mi zgody więc bez zbędnego odwlekania weszłam do środka i usiadłam tuż obok łóżka. Chwyciłam dłoń mojego chłopaka i czekałam aż się obudzi.
Minęły 2 godziny i Marco powoli zaczął do mnie wracać, strasznie mi wtedy ulżyło, od razu złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach. Nie nacieszyłam się towarzystwem Marco długo bo wszedł lekarz i chciał rozmawiać z blondynem sam na sam, szybko więc wyszłam i kupiłam sobie kawę w automacie. Gdy wróciłam było już po rozmowie jednak Marco był jakiś przygaszony prawie nieobecny. Nie wiedziałam co się stało, więc zapytałam jednak powiedział że wszystko jest w porządku, dlatego też postanowiłam nie drążyć tematu....
           Kilka dni później Marco został wypuszczony do domu, oczywiście przyjechałam po niego i przygotowałam mu najlepsze danie jakie umiałam ugotować. Byłam zachwycona faktem, że blondyn czuje się już dobrze, jednak widziałam, że nadal coś go gryzie chociaż próbował tego po sobie nie pokazywać mi jednak to nie umknęło.
-kochanie, pożyczysz mi samochód pojechałabym do Ani bo chciała pogadać...
-jasne, trzymaj kluczyki. -podał mi pęczek kluczy i banknot -i zatankuj jak możesz-uśmiechnął się i mnie pocałował
-będe za 2 godziny, a ty leż i się nie przemęczaj.
-dobrze kochanie...
Szybko wyszłam i wrzyciłam torebke na tylne siedzenie, jednak spostrzegłam że wrzuciłam ją na jakieś papiery. Z ciekawości zajrzałam w nie i to co zobaczyłam zwaliło mnie z nóg i to bez dwóch zdań. "Rozpoznanie: u pana Marco Reus'a wykazano białaczkę". Czytałam ze łzami w oczach i czułam jak zawala mi się świat. Prawie od razu wróciłam do domu z hukiem i rzuciałam w Marco papierami.
-co To jest?!-pytałam ze łzami
-znalazłaś...
-a co?! Zamierzałeś to ukrywać?!
-chciałem lekko cię przyzwyczaić do tego że nie będzie tak samo...
-Marco do cholery jesteśmy ze sobą i takimi wiadomościami wręcz powinieneś podzielić się ze mną, nie sądzisz?
-przepraszam... W poniedziałek wyjeżdżam do kliniki do Monachium, bo tu nie potrafili rozpoznać stadium choroby, ale powiedzieli że to już nie są żarty...
-nienawidzę Cię!- krzyczałam i jednocześnie wtulałam się zapłakana w Marco.
-kochasz mnie, ale spokojnie wykrzycz się należy mi się.. - mówił gładząc mnie po włosach.
Nie spostrzegłam nawet w którym momencie zmęczona i wyczerpana zasnęłam w objęciach Marco.
                  ★           ★            ★
Od autorki: kochani wiem, że dawno nie było rozdziało ale mam w głowie kilka ważnych spraw, ale w końcu wzięłam się spowrotem za rozdziały i macie tu 42 jednak nie do końca jestem z niego zadowolona, ale cóż może wam przypadnie do gustu.
Pozdrawiam /Patty :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz