wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 40

    Obudziłam się około 9:00, spojrzałam na Marco, ale jeszcze spał, dlatego chciałam delikatnie wysunąć się z jego objęć, tak żeby go nie obudzić. Uniosłam się lekko na łokciach i próbowałam wstać, ale w tym samym momencie Marco przebudził się i z rozbawieniem na powrót przyciągnął mnie do siebie, a ja mimowolnie się zaśmiałam.
-jak się czujesz?- zapytał z wyraźną troską w głosie
-fizycznie czy psychicznie?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- i tak i tak..
-fizycznie to mogłabym góry przenosić...
-a psychicznie?
-psychicznie czuję się jak śmieć...
-Zu... nie mów tak..
-pytałeś przecież jak się czuję...- nie wiedziałam, jak opanować to wszystko co wymknęło się spod mojej kontroli. Może to wszystko ma jakiś głębszy sens? Może ten wyjazd jest Mario potrzebny, żeby zrozumiał że to ja jestem tą jedyną i że chce spędzić ze mną resztę życia... Kogo ja próbuję oszukać?... Gdyby mnie naprawdę kochał, nawet nie pomyślałby o zostawieniu mnie i pojechaniu do Londynu... Do oczu zaczęły napływać mi łzy, które coraz mocniej piekły, dlatego wstałam i szybkim krokiem udałam się do łazienki. Po chwili usłyszałam ciche pukanie do łazienkowych drzwi, wiedziałam że blondyn się o mnie martwił i że chciał dla mnie jak najlepiej.
-powinnaś się z nim spotkać...-poradził zza zamkniętych drzwi
-nie mam na to siły..
- to że udasz że nie ma problemu, nie sprawi że on zniknie...
-wiem...- odpowiedziałam, otworzyłam drzwi i przytuliłam się do Marco, a on głaskał mnie delikatnie bo włosach i próbował jednak namówić mnie na spotkanie z Mario..Ostatecznie po kilku minutach zgodziłam się i poszłam przygotować śniadanie.
Stałam przy kuchennej szafce cała w nerwach i parzyłam kawę. Bałam się tego spotkania, bo gdzieś z tyłu głowy mniej więcej wiedziałam jak ono się zakończy, dlatego tak bardzo próbowałam uniknąć tego spotkania. Dobrze wiedziałam, że owo spotkanie, które ma się odbyć za 4 godziny zakończy wszystko co jest między mną a Mario... Znowu poczułam się przybita, rozdarta i nierozumiana, to wszystko tak z dnia na dzień przestało mieć dla mnie sens, a przecież jeszcze niedawno zrobilibyśmy dla siebie wszystko, teraz Mario nie przeskoczyłby dla mnie nawet kałuży. Podeszłam do dużego salonowego okna i pusto wpatrując się w przestrzeń przede mną zaczęłam wspominać to wszystko. Wypadek przed stadionem, spotkanie z Nurim, poznanie chłopaków z Borussi, poznanie Mario, nasza pierwsza rozmowa, spotkanie, pocałunek, rozstanie i powrót... zamieszkanie razem...później wspomnienia z Mario zaczęły się rozmazywać i ustąpiły miejsca wspomnieniom związanym z Marco. Nasze pierwsze spotkanie, na którym od razu rozumiałam się z Reusem od pierwszej chwili i jego pytanie "bo mogę już cię nazwać moją przyjaciółką, prawda?"to wywołało uśmiech na mojej twarzy, następne wspomnienia doprowadziły mnie do sytuacji w której byłam ja, Reus i Ann-Cathrinn. To ta sytuacja po której Mario był na mnie wściekły do granic możliwości, ale był Moritz który dał nam rozsądne argumenty na to że nie całowałam wtedy Marco i że to było ustawione. Teraz dotarłam do momentu bycia bardzo blisko z Marco i nadal zastanawiam się co mnie tak bardzo do niego ciągnie.
-ej wszystko w porządku?- z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos Marco
-tak.
-stoisz tu jak słup soli od jakiejś godziny, chyba się martwię..- uśmiechnął się i zaczął zapinać srebrny zegarek
-za 3 godziny widzę się z Mario...
-jednak?
-yhym..
-nie wyglądasz na zachwyconą.?
-bo nie jestem.
-chcesz o tym pogadać?
-nie, masz trening poza tym. Więc zostaw mi klucze i leć- spróbowałam się uśmiechnąć, żeby zapewnić go że nic głupiego nie przyjdzie mi do głowy
-czuję że powinienem zostać- spojrzał mi głęboko w oczy- powiedz o co chodzi..martwię się- posmutniał i usiadł na stojącej obok kanapie robiąc mi miejsce obok siebie.
-bo to trochę trudne do wytłumaczenia i chyba tylko ja jestem w stanie to zrozumieć..- spojrzałam na niego po czy odwróciłam wzrok a on delikatnym ruchem podniósł mój podbródek i patrzył z czułością w moje oczy, nie umiałam mu się oprzeć i złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach, na moim ciele w kilka sekund pojawił się przyjemny dreszcz.
-też nie umiem tego wytłumaczyć, ale czuję coś do ciebie...
-czuję się strasznie...
-bo?
-bo niby jestem jeszcze z Mario, a wczoraj to co między nami się wydarzyło... czuję się jak puszczalska..- teraz przytuliłam Marco i rozpłakałam się- nie jestem tak...
-wiem i nie możesz myśleć nawet o takim czymś... Tobie po prostu potrzebny jest facet, który będzie widział w tobie księżniczkę a nie lalkę do pokazywania światu... Może źle to ująłem, bo Mario naprawdę Cię kocha i nigdy o nikogo nie starał się tak jak o Ciebie, ale może to zabrzmi brutalnie ale on szybko się nudzi uczuciami... i to nie twoja wina, że szukasz kogoś kogo będziesz pewna..
-dziękuję Marco...idź bo się spóźnisz.
-już dobrze, idę, widzimy się wieczorem.- blondyn wstał, pocałował mnie w czoło i wyszedł na trening a ja zostałam i bezwładnie położyłam się na kanapie i rozmyślałam o tym co powiedział Marco. Miał rację, szukałam tego ciepła którego brakowało mi ze strony Mario, ale może on po prostu nie umie być w związku, więc czego ja od niego wymagam? Postanowiłam się zwlec z kanapy i przygotować na spotkanie z Mario.
Postanowiłam założyć czarne  rurki, biały t-shirt, ramoneskę i czarne roshe run'y. O 16 byłam gotowa do wyjścia, obliczyłam że na dojazd potrzebuję 30 minut, a z Mario jestem umówiona na 16:40, dlatego zadzwoniłam po taksówkę i ze zniecierpliwieniem wypatrywałam owego pojazdu przed domem. W końcu po 15 minutach zjawiła się, dlatego czym szybciej udałam się do taksówki i podałam adres, a dokładniej powiedziałam "pod Signal Iduna Park poproszę.". O tej godzinie nie mogłam uniknąć korków, dlatego spóźniłam się i zastałam już czekającego Mario. Serce zaczęło walić mi jak oszalałe a nogi odmawiały posłuszeństwa, głos ginął gdzieś w moim gardle... I jak ja miałam to powiedzieć? tak zwyczajnie " Mario nie wyszło nam, to koniec... wracaj do Bett.." no przecież to nie mogło mi się udać...
-cześć.- powitałam go chłodno podchodząc do niego. Miałam taką ochote podejść i przytulić się do niego, ale musiałam zachować ten dystans, tak miało być łatwiej...
- cześć..- odpowiedział lekko zachrypniętym głosem, stwierdziłam że to przez kaca.- więc porozmawiamy?
-po to tu przyszłam... Więc co chcesz mi powiedzieć?
-że cię kocham i nie wybaczę sobie tego jeśli cię stracę...
-trzeba było pomyśleć o tym wcześniej...zanim...-czułam jak rośnie gula w moim gardle- zanim stwierdziłeś że polecisz do Londynu sam...
-Zu zrozum że potrzebuję czasu... pojawiła się Bett tak nagle i to nie jest takie proste!
-zaprzeczasz sam sobie! powiedziałeś że nie wybaczysz sobie jeśli mnie stracisz, a ja nie widzę innego wyjścia niż to że miałabym powiedzieć że to koniec!
-nie rób tego!
-nie dorosłeś żeby być w prawdziwym związku...
-pewnie Reus dorósł...- uśmiechnął się wymownie
-wydaje mi się że w pewnych kwestiach jest bardziej męski niż Ty!- tych słów pożałowałam zaraz po ich wypowiedzeniu. Mario stracił nad sobą kontrolę, a później czułam już tylko piekący ból na swoim policzku. Uderzył mnie. Nie mogłam w to uwierzyć. Mario po tym jak doszło do niego co się stało, zaczął mnie przepraszać i zapewniać że już nigdy więcej to się nie powtórzy, ale ja przez łzy wykrzyczałam że to koniec.
Po tej sytuacji, ze łzami w ochach pobiegłam na stadion gdzie był Marco i reszta Borussen. Gdy tylko weszłam zalana łzami i z czerwonym śladem na policzku Marco od razu do mnie przybiegł nie zważając na słowa trenera.
- co się stało?!- denerwował się blondyn a gdy tylko mu opowiedziałam o sytuacji on wybiegł ze stadionu, później usłyszałam jak krzyczy na kogoś. Zawołałam Nuriego i poprosiłam żeby poszedł do Marco bo ten raczej nie będzie przebierał w środkach i dla jednego z nich skończy się to nie najlepiej. Wyszłam z Sahinem przed stadion i w tym momencie Marco wymierzył Mario uderzenie w nos, brunet nawet się nie bronił. Sprawiał wrażenie, że wie iż mu się zasłużyło. Raz po raz Marco wymierzał ciosy leżącemu na ziemi brunetowi.
- Marco! Przestań!- krzyknęłam i podbiegłam do nich- proszę, zostaw już go...- spojrzałam na blondyna powiedziałam to już błagalnym tonem. Uklęknęłam obok głowy Mario i starałam się ją podtrzymać. Ze łzami w oczach patrzyłam na poobijaną twarz Mario.
-nie płacz księżniczko, należało mi się...- powiedział po czym stracił przytomność, a ja wpadłam w histerię i zaczęłam krzyczeć by wezwali pogotowie. Po paru minutach karetka zabierała już Mario, dowiedziałam się do którego szpitala go odwożą i postanowiłam tam pojechać.
-zadowolony z siebie?! Jak mogłeś tak potraktować przyjaciela?!- wydarłam się na Reusa a ten ze spokojem w głosie odpowiedział:
-tak samo jak on mógł potraktować ciebie, poza tym mówiłem że dopóki przy tobie będę nikt cię nie skrzywdzi....
-mam dość jade do niego!
-Zu!...- próbował mnie zatrzymać ale nie zważałam na to. Szłam zdeterminowanym krokiem na postój taksówek. Po kilkunastu minutach jazdy znalazłam się w owym szpitalu....


                                   *                               *                                *
od autorki: Cześć! Witajcie! wróciłam z rozdziałami i mam nadzieję że ta przerwa mi coś dała (więcej weny) i mam też nadzieję że nie straciłam czytelników :3 Także komentujcie, czytajcie i zaglądajcie. Natępny pojawi się w przeciągu 2 tygodni. Pozdrawiam /Patty :3

1 komentarz:

  1. Nareszcie jest! :D
    Co ten Mario zrobił... Zu jest w okropnej sytuacji. Z jednej strony Götze, z drugiej Reus. Mam nadzieję, że Mario nic nie będzie. Żeby tylko Zu dobrze wybrała i byla szczesliwa, nie tracąc przy tym, żadnego z nich.
    Z niecierpliwoscia czekam na kolejną część :)
    W wolnej chwili zapraszam do mnie :p
    Pozdrawiam xo

    OdpowiedzUsuń