niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 35

   Obudziłam się dość wcześnie jak na mnie, rozejrzałam się po pokoju i szukałam wzrokiem Mario, którego nigdzie w sypialni nie było. Postanowiłam więc poszukać go gdzieś na dole, narzuciłam na siebie bluzę leżącą najbliżej mnie i ruszyłam w poszukiwaniu mojego ukochanego. Kiedy tylko wyszłam z sypialni moim oczom ukazał się ogromny syf na korytarzu, przechodząc podniosłam kilka puszek po piwie i poszłam dalej. Zeszłam do salonu a tam było jeszcze gorzej, dosłownie jak po przejściu tornada, albo nawet czegoś gorszego, postanowiłam to zostawić i zrobić sobie śniadanie, a chłopcy jak wstaną to posprzątają w końcu to oni narobili bałaganu. Rozejrzałam się jeszcze po pomieszczeniu, na kanapie spał Marco, obok na fotelu w dziwnej pozie spał Nuri a reszta chłopaków walała się po salonowej podłodze, ale nadal nie widziałam Mario, w końcu nie wytrzymałam i podeszłam do kanapy na której spał blondyn:
-Marco.- dotknęłam go i lekko go szturchnęłam
-co? mamo jeszcze 5 minut...
-idioto to ja.
-Jezu Zu!
-aż, tak strasznie wyglądam? nie ważne gdzie Mario?
-yyy- rozejrzał się zaspany po pomieszczeniu- o tam!- powiedział triumfalnie wskazując palcem pod stół, stojący w jadalni.
-ah, dzięki a teraz śpij dalej.- przeczesałam mu włosy i się uśmiechnęłam. Podeszłam do stołu i pięścią uderzyłam w blat, a Mario tak szybko się podniósł że walnął głową o stół.
-kurwa!- syknął i masował się w miejscu, w które się uderzył.
- ooo kochanie nie wiedziałam, że tam jesteś...- powiedziałam teatralnym tonem i zaczęłam chichotać.
-jasne..- zrobił minę zbitego psa i poszedł do łazienki po drodze trącając specjalnie Marco, który powrócił do spania. Chwilę później po pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk pukania do drzwi, niechętnie ruszyłam w ich stronę, żeby otworzyć.
-Czego chcesz?- zapytałam chłodnym tonem gdy tylko zobaczyłam kto stoi za drzwiami.
-jak się wczoraj bawiłaś z Marco?- Amanda zignorowała moje pytanie i weszła do środka przeciskając się obok mnie.
-po co tu przyszłaś?
-wiesz.. wczoraj długo zastanawiałam się nad tym wszystkim. A dokładnie nad tym co by było gdyby Marco i Mario nigdy cie nie poznali...i nad tym czy bardzo by rozpaczali gdyby coś niechcący ci się stało...- mówiła to z takim mrocznym uśmiechem malującym się na jej ustach. W pewnym momencie zaczęłam się jej bać, była raczej jedną z tych osób po których można spodziewać się wszystkiego.
-o czym ty mówisz...?
-a może zilustrować ci to o czym mówię?!- powiedziała po czym wyjęła ze swojej torebki duży kuchenny nóż, odskoczyłam od niej ale Amanda cały czas szła w moją stronę, aż zapędziła mnie do rogu pomieszczenia i przylgnęłam do ściany. Trzymała nóż przy moim gardle.
-daj spokój.. co ci to da?- próbowałam grać na czas...
-znikniesz. A ja zajmę twoje miejsce.
-naprawdę myślisz że jeśli mi to zrobisz, oni będą mieli ochotę cię widzieć?- poczułam jak ostrze noża wbija się mocniej w moje gardło, dobrze wiedziałam że w tym momencie igram z ogniem. Amanda zaczęła prowadzić jakiś monolog a ja ze strachem czekałam aż Mario wróci, usłyszałam ciche kroki, których ona przez swoją wypowiedź nie słyszała, specjalnie ręką zwaliłam obraz wiszący obok mnie, bo wiedziałam że mogę tu przyciągnąć Mario nie wymawiając przy tym ani słowa. Kilka sekund, których Mario potrzebował na przybycie do kuchni wydawały mi się wiecznością, ale wytrwale czekałam, chociaż czułam jak nóż z coraz większą siłą wbija się w moją skórę... Nagle do pomieszczenia wparował Mario, przez chwilę był w szoku, ale próbował odciągnąć Amandę, zawołał też Marco, który pomógł Mario wyprowadzić Amandę. Po wszystkim opadłam bezradnie na podłogę i schowałam twarz w dłoniach, łzy spłynęły strużkami po moich policzkach, większość się obudziła i widziała całą sytuacje, ale byli szoku stali w salonie niczym posągi z najtwardszego materiału. Siedziałam wtulona w Marco, który mnie uspokajał, przytulał i pocieszał. Mario zaś dzwonił na policję dość mocno przy tym gestykulując. Po chwili Marco wstał i pomógł mi się podnieść, zaprowadził mnie do salonu i usiadł ze mną na kanapie. Nuri, który otrząchnął się z szoku również się przysiadł i mnie przytulił, kiedy tak siedzieliśmy spojrzałam w oczy Marco, były zaczerwienione... nie wiem czy od ilości wypitego alkoholu czy od płaczu, ale w kącikach widziałam iskrzące się kropelki łez. Nadal wtulając się w tureckiego pomocnika, chwyciłam za rękę blondyna a jego kąciki ust delikatnie powędrowały ku górze, tworząc delikatny uśmiech. Kiedy usłyszałam, że Mario skończył rozmawiać odkleiłam się od Nuriego i bez słów przytuliłam się do mojego ukochanego, a on pocałował mnie w czubek głowy i otarł łzę, która spływała po moim policzku.
- wszystko już jest dobrze.- przytulił mnie mocniej do siebie.- wszystko dobrze, nic ci się nie stało?
-wszystko dobrze.- powiedziałam a Mario spojrzał na kogoś ponad moją głową.
-przepraszam Zu to moja wina...- podszedł do nas Marco.
- daj spokój...nie twoja.
-gdyby nie to że zaprosiłem ją na tę imprezę, to teraz wszystko było by dobrze.
-jest dobrze, żyję tyle chyba was zadowala?
-nie wiem co bym sobie zrobił gdyby ona... gdyby Mario nie przyszedł w odpowiednim momencie...- po jego słowach podeszłam i go przytuliłam.
-panowie, to może byście zabrali się do sprzątania?- zmusiłam samą siebie, żeby się blado uśmiechnąć. Chłopcy wzięli się do ogarniania domu a ja na drżących jeszcze nogach poszłam na górę, żeby spakować swoje rzeczy przed wyjazdem na nasz 3 dniowy urlop. Po 4 godzinach dom lśnił a ja siedziałam w salonie i popijałam herbatę, przyglądając się rozbawionym chłopakom, którzy dokazywali sobie w kuchni by po chwili podejść do mnie i się pożegnać, gdy tylko wyszli w naszym domu zapadła długo wyczekiwana przeze mnie cisza. Mario zamknął za nimi i drzwi i przysiadł się do mnie, objął mnie ramieniem i włączył telewizor.
-musisz się jeszcze spakować...- przypomniałam mu.- jutro wyjeżdżamy.
-wiem kochanie zrobię to później, chcę się tobą nacieszyć.- po jego słowach na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Po chwili jego twarz znajdowała się tuż przy mojej a on złożył delikatny pocałunek na moich ustach po czym odsunął się, uśmiechnął i zaczął oglądać zaczynający się odcinek jakiegoś niemieckiego serialu. Ja natomiast wyplątałam się z jego objęć i poszłam wziąć długą relaksującą kąpiel. Po kąpieli zeszłam do salonu gdzie Mario przysnął przed telewizorem, zgrabnym ruchem wyciągnęłam pilota z ręki Mario i wyłączyłam tv. Później postanowiłam zrobić nam lekką kolację, dlatego też udałam się do kuchni, wyciągnęłam potrzebne składniki i zaczęłam je kroić, w chwili gdy wszystkie składniki były już przygotowane postanowiłam wyjąć coś do picia z lodówki, wzięłam pierwszy z brzegu sok i odwracając się obok mnie błysnęło ostrze noża, odłożonego przeze mnie na szafkę. Przeraziłam się mając w pamięci wydarzenia sprzed kilku godzin, butelka z sokiem momentalnie wypadła mi z ręki. Gdy tylko się otrząchnęłam ze łzami w oczach zaczęłam zbierać rozbite kawałki szkła lekko się przy tym kalecząc.
-ałć- syknęłam i otarłam krew z dłoni
-kochanie, zostaw to, jesteś cała roztrzęsiona...- stał za mną Mario i mówił łagodnym tonem.
-przepraszam.. ja nie chciałam...- mówiłam przez łzy.
-przestań, to nie twoja wina...chodź tu do mnie.- klęknął tuż obok i mnie przytulił.- zrobimy tak, ty możesz spakować kilka moich rzeczy a ja dokończę kolację i posprzątam to.- wskazał na rozbitą butelkę i się uśmiechnął.
-zgoda.- zgodziłam się a Mario opatrzył mi rękę i poszłam na górę spakować kilka rzeczy mojego ukochanego. Wyjęłam walizkę z szafy i zaczęłam pakowanie, szło mi dość dobrze dopóki nie znalazłam listu. Dobrze wiedziałam, że nie powinnam go czytać ale ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem i jakimikolwiek zasadami moralnymi. Zaczęłam czytać, linijka po linijce czułam jak po moich policzkach spływają nowe porcje łez. "wierzę w to co wtedy powiedziałeś w Londynie, wierzę że niedługo do nas wrócisz i wszyscy będziemy szczęśliwi. Ty, ja i nasz synek... kocham Astrid"- tak brzmiała ostatnia linijka listu, otarłam łzy wierzchem dłoni i jak gdyby nigdy nic zeszłam do kuchni. Czułam ogromną gulę w gardle ale nie dawałam niczego po sobie poznać, oboje zjedliśmy kolację, a gdy już siedzieliśmy na kanapie zaczęłam:
-chciałbyś mieć kiedyś dziecko?- spojrzałam na niego pytającym spojrzeniem
-no pewnie kiedyś tak...- odpowiedział z zamyśleniem
-a może już masz?- wyciągnęłam list z tylnej kieszeni spodni, a Mario znieruchomiał.- masz syna i nie zamierzałeś mi o tym powiedzieć? i jeszcze ta cała Astrid?!- chciałam odejść, ale Mario złapał mnie za rękę i zatrzymał.
-nie mam żadnego dziecka...-mówił łagodnym i spokojnym tonem.
-jasne wypieraj się! Wyrzeknij się syna żeby ratować własny tyłek! nie sądziłam że taki jesteś!- przerwałam mu.
-nie mam żadnego dziecka, bo zwróć uwagę na rok nadania listu i imię kobiety...- zmrużyłam oczy próbując zrozumieć o co mu chodzi...- 1994 rok, miałem dwa lata a Astrid to moja mama. Pisała do taty kiedy przebywał w Londynie a my z mamą odwiedziliśmy go tam, ale tego samego dnia musieliśmy wrócić... teraz rozumiesz? Chcę, żeby nasz związek opierał się na szczerości, dlatego gdybym miał jakiekolwiek dziecko na pewno byś o tym wiedziała.- uśmiechnął się i przytulił mnie do siebie. Zrobiło mi się tak strasznie głupio, że posądziłam go o to że jest ze mną nie szczery.
-przepraszam, naprawdę...
-nic się nie stało. Tylko nie bądź taka zazdrosna, przecież nie masz powodu, kochanie.- pocałował mnie w czubek nosa, co wywołało uśmiech na mojej twarzy.- może lepiej jak już się położymy? Musimy wstać o 3:00, co chyba nie przyjdzie nam łatwo- zaśmiał się Mario.
-no chyba powinniśmy- uśmiechnęłam się i gasząc światła poszliśmy na górę. Mario zaraz po tym jak się położyliśmy zasnął a ja wtulona w jego tors nie mogłam spać, po głowie chodziły mi różne myśli, a najczęstszym obrazem w mojej głowie mimowolnie był Marco, jednak nie miałam już siły się tym przejmować w końcu już jutro wyjazd. Postanowiłam że spróbuję zasnąć, po kilkunastu minutach byłam już w krainie Morfeusza...


                                                          *                *                 *
od autorki: w końcu udało mi się napisać rozdział bez żadnych komplikacji (jestem dumna) xd a swoją drogą dzisiaj kończą mi się ferie więc rozdziały będą pojawiały się regularnie co piątek. Mam nadzieję, że powyższy rozdział Wam się spodobał. Pozdrawiam i życzę miłych ferii tym co je zaczęli lub są w trakcie ich trwania. /Patty :3

2 komentarze:

  1. Na początku, chciałam cię przeprosić, że pod ostatnim rozdziałem nie pojawił się mój komentarz, ale miałam małą przerwę w wchodzeniu na bloggera. Ale teraz jestem i wszystko nadrabiam.
    Ta cała Amanda mnie wkurza. Z chęcią bym jej coś zrobiła. Ona chyba jest chora psychicznie. Chyba na pewno.
    Jeśli chodzi o Mario i Zuze to się strasznie cieszę, że są razem. Kocham ich jak są razem.
    Nie mogę doczekać się następnego rozdziału.
    Buziaczki :*
    Ps. Na moim blogu pojawił się nowy rozdział, więc dla niego zapraszam i liczę na twoją szczerą opinię.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafiłam wczoraj na ten blog przez przypadek. Nadrobiłam wszystkie rozdziały i z niecierpliwością czekam na kolejny :D
    Zapraszam do mnie :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń