wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział 10

         Nazajutrz  przebudziłam się około 12:00 i poszłam się ubrać, zrobić śniadanie i w końcu bezkarnie polenić się na kanapie przed telewizorem z miską chipsów w ręku i jakąś błahą komedią w tle. Tak, ta wizja dnia podobała mi się dopóki nie sprawdziłam swojego telefonu gdzie znajdował się sms od Am, że chce abym z nią poszła do centrum handlowego, "-12*C a ona chce do centrum handlowego- typowa Amanda" pomyślałam i upiłam łyk herbaty. Chwilę później narzuciłam na siebie kurtkę i poszłam po Am. Po drodze do mojej przyjaciółki zadzwonił mi telefon, spojrzałam na wyświetlacz a tam widniało imię Ani- żony Roberta, z którą bardzo dobrze się dogadywałyśmy. Ucieszyłam się że to ona i odebrałam.
-halo?-odezwałam się
-hej! tu Ania, żona Roberta - mówiła emocjonując się- pomyślałam czy może nie chciałabyś się wybrać ze mną na trening chłopaków?
-Hej Aniu, a o której?
-za 3 godziny, to jak idziesz?
-no pewnie! to jak spotkamy się pod stadionem o 16:15?
-dobrze, to jesteśmy umówione, papa do zobaczenia
-papa- rozłączyłam się tuż pod drzwiami domu Am, zapukałam i czekałam chwilę zanim pojawiła się moja przyjaciółka. Oczywiście była jeszcze w proszku, to znaczy była jeszcze w szlafroku i w biegu jadła śniadanie.
- Am odkąd wysłałaś mi sms-a minęła godzina a ty jesteś nie ubrana, nie zjadłaś śniadania i w dodatku masz straszny burdel w salonie-powiedziałam przerzucając spodnie żeby zrobić sobie miejsce na kanapie.
-jeju czepiasz się...
-nie po prostu jestem jeszcze dzisiaj umówiona i nie mam za wiele czasu a chcę iść z tobą na te zakupy!
- no dobrze już się zbieram nie gorączkuj się tak... - uśmiechnęła się i zniknęła na schodach prowadzących do jej pokoju- a gdzie idziesz i z kim? to któryś z Borussen? - zapytała po chwili schodząc do salonu już ubrana
- idę na trening chłopaków z Anią, to znaczy z żoną Lewego- oznajmiłam jej a ona przybrała zawiedziony wyraz twarzy
-ale z ciebie przyjaciółka.... pfff.. nie weźmiesz mnie na trening naszego ukochanego klubu?
-Am, bardzo bym chciała, ale nie mogę niestety...
-Dobra... chodź lecimy już- wstałam z kanapy i pokierowałam się w stronę wyjścia, Amanda jeszcze upiła łyk kawy i poszłyśmy do samochodu Am.

                                                         *                    *                    *
          30 minut później byłyśmy już w centrum, moja przyjaciółka szybko wybrała produkty, których jej brakowało a później pokręciłyśmy się po sklepach z ubraniami. Oczywiście nie obyło się bez kupowania rzeczy ja kupiłam bordowy sweterek i czarne rurki chociaż podobne rzeczy miałam już w domu ale postanowiłam je kupić. Po 2 godzinach spędzonych w centrum Amanda odwiozła mnie do domu a ja szybko przebrałam się w coś wygodnego i musiałam wyjść żeby zdążyć na moje spotkanie z Anią.
Byłam pod stadionem równo o 16:00 więc musiałam poczekać na Anię jeszcze 15 min. Przez ten czas stałam przed wejściem na stadion. Niespodziewanie pod stadion zajechało białe terenowe porsche, byłam ciekawa, który z piłkarzy wozi się takim cackiem odpowiedzią na moje pytanie był Marco Reus, który wysiadł z auta i akurat mnie zauważył
-Zuzka! - krzyknął i podbiegł do mnie
-hej Reusik - przytuliłam blondyna, któremu uśmiech nie schodził z twarzy - co ty taki radosny?
-bo cię widzę - po jego słowach zrobiło mi się tak jakoś miło, ale nie tak jak przy komplemencie od znajomego to było inne uczucie, o wiele bardziej przyjemne niż zwykły komplement chociaż nie potrafię dokładnie wytłumaczyć o co mi chodzi. Przyłapałam się na myśli " on mi się chyba podoba" ale od razu się skarciłam, to mój przyjaciel nie mogę myśleć o nim w ten sposób. Najzwyczajniej w świecie boję się  używać tych wszystkich wielkich słów, dlatego najlepiej dla naszej relacji będzie jak zostawię dla niego bezpieczną łatkę kumpla w mojej głowie.
-też się cieszę że cię widzę Marco- powiedziałam po dłuższej chwili i uśmiechnęłam się serdecznie
-czekasz na kogoś?- zapytał
-tak, na Anię pewnie zaraz będzie
-poczekać z tobą?
-nie, nie musisz, za 7 minut rozpoczyna się trening, spóźniłbyś się- spojrzałam z rozbawieniem na blondyna
-no dobrze to widzimy się za chwilkę, będę miał cię na oku- puścił mi oczko
-dobrze blondasku- uśmiechnęłam się
- dobra, to pa- mówił stojąc dalej ze mną
-pa
-no pa- zaczął się śmiać ale nie miał zamiaru iść do szatni dopiero po chwili gdy zobaczył samochód Ani poszedł sobie
-Zuza strasznie przepraszam ale straszne korki bo był jakiś wypadek i musiałam jechać objazdem- tłumaczyła się ze swojego minimalnego spóźnienia  Ania.
-nic się nie stało, miałam miłe towarzystwo- uśmiechnęłam się porozumiewawczo
-blondasek?
-tak, skąd wiedziałaś?
-bo widziałam jak na imprezie często się na ciebie patrzył i próbował znaleźć się koło ciebie za wszelką cenę- po tym co powiedziała moja towarzyszka nie wiedziałam co myśleć czyżby Marco też zostawił mi bezpieczną "łatkę" dobrej przyjaciółki? na odpowiedź musiałam jeszcze poczekać, przynajmniej kilka miesięcy żeby zobaczyć jak to wszystko się rozwinie. Jak na razie weszłyśmy na stadion a dokładnie na murawę gdzie na zawodników czekał już trener....

                                                           *                    *                   *

od autorki: hej kochani, długo nic nie dodawałam przepraszam ale serio nawał nauki :( ale jakoś się zrekompensuję w najbliższym czasie. Jeśli macie ochotę zostawiajcie linki do waszych opowiadań/ blogów w komentarzach.

Pozdrawiam i do następnego :* / Patty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz