Koło 13:00 promienie słońca, które wpadały do naszej sypialni zaczęły nas budzić, leniwie ziewnęłam i podniosłam się siadając na brzegu łóżka. Chwilę później, miałam już na sobie bluzę Mario i robiłam nam poranną kawę, kiedy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, szybkim krokiem poszłam otworzyć. Za drzwiami stał Marco, którego szczerze mówiąc się spodziewałam.
-hej..- zaczął nieśmiało
-hej- odpowiedziałam lekko zaspana-wejdź- zaprosiłam go do środka i przeczesałam ręką włosy
-nie przyszedłem za wcześnie?- zapytał zdezorientowany.
-nie, Mario zaraz powinien wstać- posłałam mu lekki uśmiech i wróciłam do parzenia kawy. Marco podszedł i pomógł mi parzyć kawę, przy okazji żartując ze mną jak dawniej. Po chwili oboje usłyszeliśmy, że Mario już wstał i schodzi po schodach, kilka sekund później stał u progu kuchni patrząc się obojętnie na Marco.
-to ja może was zostawię i pójdę do Ani...-odezwałam się po chwili ciszy.
-kochanie, ale żeby nie było takich problemów jak ostatnio...- odpowiedział Mario, znacząco patrząc się na Marco.
-Mario..- postanowiłam przywrócić go do porządku, a on podniósł ręce w geście poddania się.- no więc wy sobie panowie pogadajcie, a ja lecę się ubrać i na zakupy z Anią.- uśmiechnęłam się do obu uroczo i pobiegłam na górę. Po kwadransie wyszłam z domu i pojechałam prosto do Ani, która już na mnie czekała. Wypiłyśmy razem herbatę i zebrałyśmy się do centrum handlowego. Po drodze co chwilę zerkałam na telefon, ale nikt ani nie dzwonił ani nie pisał.
-czym tak się stresujesz?- zauważyła Ania
-no bo Marco przyszedł pogadać z Mario, o tej całej sytuacji... chciałabym wiedzieć czy już między nimi okay.
-nie martw się na pewno wszystko sobie wyjaśnią..
-mam nadzieję... inaczej musiałabym wyjechać, a uwierz mi że tego nie chcę, ale dla mnie ich przyjaźń jest ważniejsza.
-rozumiem cię. Chodź.- wysiadłyśmy z samochodu i pokierowałyśmy się do sklepów. Rozglądałyśmy się za jakimiś fajnymi butami, ale odwiedzając 7 sklep z kolei, w którym nie było tego czego szukałyśmy, zrezygnowane poszłyśmy na kawę. Siedziałyśmy w kawiarni od 30 minut i rozmawiałyśmy i naszych planach na nadchodzące kilka dni, jak się okazało Ania i Robert też wyjeżdżają do Polski tylko oni już tam zostają aż do świąt, w końcu mają tam rodziny. Nagle rozbrzmiał dźwięk telefonu, chwyciłam go i odebrałam.
- Mario?
-tak, kochanie za ile będziesz w domu?- zapytał rozbawionym głosem a mi kamień spadł z serca
-a co ty byś ode mnie chciał?- zaśmiałam się upijając łyk kawy
-ty już wiesz co..- zamruczał wprost do słuchawki a ja się roześmiałam- a tak serio to stęskniłem się i Marco też.- słyszałam że się uśmiechnął
-no dobra wy moje miśki, już zbieram się do domu...
-nie no jak chcesz to zostań z Anią, chciałem po prostu usłyszeć twój głos i kocham cię.
-ja ciebie też.- po rozłączeniu odłożyłam telefon na stolik i uśmiechnęłam się szeroko co nie uszło uwadze mojej przyjaciółki.
-i jak? wyjaśnili?
-tak!- mówiłam z uśmiechem.
-mówiłam że wszystko się ułoży. To pewnie chcesz wracać?- zapytała z delikatnym uśmiechem.
-a mogłybyśmy?
-pewnie, i tak muszę pojechać na stadion jeszcze.
-po co?
-odwieźć do Kloppa dokumenty Roberta.- wytłumaczyła po czym wstałyśmy, zostawiłyśmy pieniądze za kawę i wyszłyśmy. Chwilę potem byłyśmy na parkingu, ja idąc i rozmawiając z Anią praktycznie nie rozglądałam się po parkingu aż do chwili kiedy zza rogu wyjechał duży terenowy samochód a ja znajdowałam się tuż przed nim, poczułam jak ktoś ciągnie mnie do tyłu niestety trafiłam na betonowy słup i po skroni pociekła krew.
-ałć!- syknęłam
-przepraszam! Nie chciałem, ale ten samochód...-przede mną stał Mo- Zu?..- był tak samo zdziwiony jak ja.
-spokojnie Mo. Co tu robisz?- dopytywałam kiedy chłopak ścierał krew z mojej skroni, a Ania stała jak wryta i nadal była w szoku.
-miałem wolne popołudnie i tak jakoś chciałem uratować ci życie.- zaśmiał się
-kłamca! nie wiedziałeś że tu będę.- również się zaśmiałam, ale zaraz tego pożałowałam bo rozbolała mnie głowa.
-yyy Zu... chodź zabiorę cię do szpitala.- w końcu wydusiła z siebie moja przyjaciółka, a ja posłałam jej delikatny uśmiech i powiedziałam, że nie trzeba, ale Ania bardzo się uparła, dlatego też pojechaliśmy na najbliższy ostry dyżur. Moritz jechał za nami i towarzysz nam kiedy czekałyśmy w dość długiej kolejce a skoro nie byłam umierająca nie miałam też przywileju wejścia jako pierwsza. Siedzieliśmy na drewnianej ławce, która stała na korytarzu, Mo co chwilę zerkał na mnie a ja na niego, robił głupie miny żeby mnie rozśmieszyć a Ania co jakiś czas karciła go wzrokiem. Scena godna kabaretu, ale ja czułam się już zmęczona. Wysłałam sms-a do Mario że będę za jakieś 3 godziny, a on w wiadomości zwrotnej zapytał czy mam ochotę na małą imprezę. Ostatecznie impreza miała odbyć się 21:00. "Mam nadzieję, że do 20 stąd wyjdę." pomyślałam i schowałam komórkę do kieszeni, spojrzałam na Mo, który czytał jakąś wiadomość, a później przeniosłam wzrok na Anię, która zerkała na zegarek.
-musisz zawieść te papiery do trenera... jedź ja dam sobie radę.- powiedziałam cicho
-ja się nią zaopiekuję. Obiecuję.- dołączył się Moritz
-jesteś pewna że dasz sobie radę?
-tak.- powiedziałam a Ania podniosła się z miejsca
-masz się nią opiekować Mo.- powiedziała a brunet skinął głową i uśmiechnął się łobuzersko, po kilku chwilach zostaliśmy sami i w dodatku znudzeni. Zaczęłam bawić się pierścionkiem, który miałam na palcu a Mo tylko się przyglądał, ale później sam zaczął bawić moim pierścionkiem a ja uśmiechałam się do niego.
Po 2 godzinach czekania przyszła kolej na mnie, lekarz który akurat się mną zajmował stwierdził, że musi to zszyć, a gdy tylko to usłyszałam zakręciło mi się w głowie i zbladłam.
-naturalnie, jeśli jest z panią ktoś bliski może być przy zabiegu.- po jego słowach poszłam po Mo i lekarz zaczął. Najpierw przemył ranę a później pokazał mi igłę, którą będzie szył rozcięte miejsce. Błagalnym wzrokiem spojrzałam na Moritza, który siedział tuż przy mnie i trzymał mnie za rękę, posłałam mu ciepły uśmiech i zamarłam kiedy lekarz mnie dotknął, chłopak akurat odpisywał komuś na wiadomość a drugą ręką cały czas mnie trzymał. Po 15 minutach miałam już 2 szwy i musiałam chwilę odczekać żeby się podnieść dlatego z gabinetu zabiegowego wyszłam po 30 minutach i razem z Mo ruszyliśmy do samochodu, ale ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłam samochód Mario, z którego wysiadł mój ukochany i Marco. Po chwili spojrzałam na Moritza a on podniósł ręce do góry w geście bezradności.
-musiałem mu napisać co ci się stało...- powiedział po czym uroczo się uśmiechnął
-niepotrzebnie, teraz się martwi.- skarciłam go wzrokiem i poszłam w kierunku Marco i Mario.
-wszystko gra?
-jak się czujesz?- mówili jeden przez drugiego
-wszystko jest dobrze tylko dwa szwy panowie... nie umieram.
-nawet tak nie żartuj.- zgromił mnie wzrokiem Marco, a posłałam mu promienny uśmiech.
-dziękuję Mo, że się nią zająłeś... wpadniesz do nas na imprezę o 21:00?
-nie ma za co, to też moja przyjaciółka i tak chętnie.
-to ja naszego pechowca zabieram do domu.- powiedział z uśmiechem Mario, poklepał Mo po ramieniu i zaprosił Marco gestem do samochodu.- nie rozumiem kochanie jak mogłaś być tak nieostrożna...
-błagam... czuję się jakbym jechała z rodzicem po jakiejś aferze szkolnej..- złożyłam ręce na piersiach i patrzyłam na Marco, który próbował ukryć swoje rozbawienie. Ja siedząc na tylnym siedzeniu zaczęłam chichotać a gdy Marco spojrzał na mnie daliśmy upust naszemu rozbawieniu i zaczęliśmy się histerycznie śmiać, Mario też podłapał to i zawtórował nam.
- patrz na drogę ślepy ośle!- zaśmiał się Marco
-kretynie zapomniałeś że to ja tu prowadzę?!- mówił przez śmiech Mario
-ej księżniczki! spokój.
-tak jest!- odpowiedzieli chórem i włączyli radio, kłócąc się o stację. W końcu po 20 minutach byliśmy w domu i rozpoczęliśmy przygotowania do imprezy. Marco przynosił ze spiżarki napoje z procentami a Mario rozkładał przekąski.
-Marco idioto po co żeś to tu postawił?!- wydzierał się Mario z łazienki.
-no co? dużo ludzi przewija się przez łazienkę!
-boże za jakie grzechy dałeś mi takiego debila za przyjaciela...! wódka w łazience, serio?!
-zostaw ją tam! Czymś trzeba zęby płukać!
-Marco ogarnij po co wódka w łazience?
-żebyś do końca imprezy zastanawiał się po co ona tam stoi! poza tym już ci powiedziałem...
- dobra dosyć! - płakałam ze śmiechu- kochanie zostaw ją tam!
-dobra...- po chwili zszedł na dół i złapał się za głowę- czy tobie dzisiaj totalnie odjebało?- Marco popatrzył na niego pytającym spojrzeniem, a Mario podniósł dywanik z tarasu. - czemu go tu wyniosłeś?
-no a jak ktoś będzie chciał się przewietrzyć i wyjdzie bez butów to będzie mu zimno w stopy...- zrobił minę niewiniątka a ja kolejny raz dzisiaj wybuchnęłam śmiechem.
-jesteś debilem.- Mario zaczął się śmiać i przy okazji poszedł otworzyć drzwi za którymi zebrał się już trochę chłopaków z Borussi i ich znajomi i znajome. Szybkim krokiem poszłam do sypialni żeby założyć jakieś świeże rzeczy. Niespodziewanie do pokoju wparował Marco.
-Zu, będziesz zła...
-a co się stało?
-no bo ja od wczoraj z kimś jestem...- na początku nie rozumiałam czemu miałabym być zła, ale gdy Marco wytłumaczył mi o kogo chodziło faktycznie byłam trochę zła. Chodziło o Amandę o której już prawie zapomniałam.
-Marco, ale czemu?!
-sam nie wiem... była u mnie i dużo wypiliśmy i zaczęła mnie całować i spędziliśmy ze sobą noc... a ja nie traktuję tak dziewczyn...
-jak?
-no nie biorę ich na jedną noc..
-co nie oznacza że musisz zmuszać się do bycia z nią!- poczułam, że chyba jestem zazdrosna o niego...
-halo! ludzie tam się już impreza rozkręca!- wparował do sypialni Mario, który przerwał nam rozmowę no ale zgodnie z zaleceniami Mario poszliśmy na dół.
Usiadłam obok Nuriego i spojrzałam jak Amanda obejmuje Marco, chwilę później Nuri patrzył w tym samym kierunku ze zniesmaczoną miną po czym wziął łyk whiskey ze swojej szklanki, a ja zaś opróżniłam jeden z kieliszków po czym poszłam poszukać Mario, stał przy konsoli razem z Łukaszem.
-zatańczysz?- zapytałam z uśmiechem
-kochanie z tobą zawsze.- ruszyliśmy na parkiet mijając Marco i Amandę- księżniczko wszystko okay?
-nic nie jest okay Mario...
-chodź...- wyprowadził nas na taras i spojrzał na mnie pytającym spojrzeniem.- co jest?- zapytał troskliwie wsuwając mi wystający kosmyk włosów za ucho.
-chodzi o to że Marco popełnia błąd.
-ale to jego sprawa. Dobrze wiem jak potraktowała cię Amanda i że ja też wtedy nawaliłem, ale on też chce się zakochać...
-nic nie rozumiesz... Ona go nie kocha! Ona chce mieć cię bliżej siebie poprzez bycie z Marco..., ale jeśli cię stracę znowu....
- nie stracisz. Nie ma takiej opcji.- powiedział i złożył czuły pocałunek na moich ustach a po moim karku przebiegły przyjemne dreszcze.
Całą imprezę spędziłam z Mario i tylko czasami wypijałam drinki z innymi chłopakami. Kiedy nadszedł czas na wolną piosenkę podeszłam do Marco bo Mario tańczył już z Anią.
-możemy?- zapytał kiedy byłam wystarczająco blisko, a ja bez słów wsunęłam się w jego ramiona. Nawet nie zauważyłam kiedy podeszła do nas Amanda.
-Marco, wróciłam teraz możesz zatańczyć z prawdziwą kobietą.- po jej słowach spojrzałam na nią z pogardą i odpowiedziałam:
-no przecież już tańczy...- popatrzyłam na jego ledwo widoczny uśmiech.
- ty mała szmato.- popchnęła mnie a Marco zacisnął ramiona chowając mnie w nich.
-o no proszę! broń jej! Nie zdziwiłabym się gdyby zdradziła Mario z tobą! No popatrz już to zrobiła!- wydarła się na cały salon i wyszła. Ja ze łzami w oczach pobiegłam do sypialni a za mną Mario.
-ej malutka, nie przejmuj się nią... przecież mamy wszystko wyjaśnione.- objął mnie delikatnie
-ale co oni sobie o mnie pomyślą?!- mówiłam a mój tusz spływał razem ze łzami po moich policzkach.
- znają cię i wiedzą jaka jesteś. Gwarantuję Ci że wszystko jest dobrze.- spojrzałam na niego i wtuliłam się w jego tors.- mam kończyć imprezę i obejrzymy jakąś komedię?
-nie, idź do gości a ja już się ogarnę i położe... mam dość dzisiejszego dnia..
-na 100%?
na 200.- uśmiechnęłam się, pocałowałam go i poszłam do łazienki, chwilę potem byłam już w piżamie i leżałam na łóżku wsłuchując się w basy muzyki dochodzącej z dołu.
-mogę?- zza drzwi wychylił się Marco a ja podniosłam się i usiadłam.
-co jest?
-wszystko dobrze?
-w miare...mówili coś?
-nie no coś ty, wszyscy cię znają i wiedzą że kochasz Mario ponad wszystko i że nie zrobiłabyś mu takiego świństwa...
-Marco...mogę cię przytulić?
-śmiało- wyszczerzył się w uśmiechu i przyciągnął do siebie.
-dziękuje ci za wszystko.
-chyba to ja powinienem ci podziękować.
-niby za co?
- za to że jesteś moją przyjaciółką po tym wszystkim... a teraz leć spać.
-a ty nie pij za dużo...
-postaram się.Dobranoc- uśmiechnął się i wyszedł, a ja po 30 minutach zasnęłam...Mając w głowie nasz wyjazd, który był coraz bliżej, ale pakowanie które czekało mnie jutro przyprawiało mnie o ból głowy.
* * *
od autorki: wiem, że rozdział miał się pojawić jakiś czas temu ale nie miałam sprawnego komputera i naprawdę was przepraszam. Kolejny rozdział pojawi się koło czwartku lub piątku na 1000%. A co do rozdziału to nie jestem z niego zadowolona w 100%, ale cóż następny będzie lepszy. A wam jak się on podoba? Pozdrawiam /Patty :3
no w końcu dodałaś !! mam nadzieję że do czwartku będzie kolejny. :) fajny rozdział tylko trochę akcji jakieś zabrakło :)
OdpowiedzUsuń.M.G,.
Rozdział fantastyczny. Trochę przeraził mnie ten wypadek, ale na szczęście wszystko w porządku. Zastanawia mnie tylko jedno... Morizt? Albo mi się wydaje, albo on na serio przymila się do Zu... Zresztą mniejsza z tym. Amanda i Marco?! To mnie zaskoczyłaś. A te jej słowa były po prostu chamskie. Dobrze, że Zu ma takiego chłopaka, no i przyjaciela Marco. Inaczej pewnie by się załamała.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie <3